Andrzej Sapkowski

Menu:


saga Nowe wydanie Sagi o Wiedźminie


sagaebooki Saga o wiedźminie ebooki po 29,99zł, Trylogia Husycka ebooki po 33,33zł

Pani Jeziora - cytaty

"Rozdział czwarty"

Korred, potwór z licznej rodziny Strigiformes (ob.), wedle okolicy zwany takoż korrigan, rutterkin, rumpelsztuc, kręcik a. mesmer. Jedno o niem się da powiedzieć - wredny jest niemożebnie. Taki czarci z niego pomiot i plugawiec, taki chwost suczy, że ani o wyglądzie jego ani o obyczajach pisać nie będziemy, albowiem zaprawdę powiadam wam: słów szkoda tracić na kurwiego syna.

Physiologus


----------------------------------------------------------------

Zawiesiła głos. Zdawało się jej, że w lazurowych oczach Triss Merigold dostrzegła błysk nienawiści. Ale mógł być to tylko odblask chybotliwych płomieni świec. Filippa parsknęła, bawiąc się kameą.

- Proszę bez aż takiej skromności, panno Vigo. Jesteśmy we własnym gronie. W gronie kobiet, które wiedzą, do czego, oprócz przyjemności, służy seks. Wszystkie używamy tego narzędzia, gdy tylko trzeba. Proszę kontynuować.

- Jeśli nawet w dzień zachowywał pozory skrytości, wyniosłości i dumy - podjęła Fringilla - to nocami był całkowicie w mojej mocy. Mówił mi wszystko. Składał hołdy mojej kobiecości, jak na jego wiek, nader hojne, przyznać trzeba. A potem zasypiał. W moich ramionach, z ustami na mojej piersi. Szukając surogatu matczynej miłości, której nigdy nie zaznał.

Tym razem, była tego pewna, to nie był odblask światła świec. Dobrze, proszę, zazdrośćcie, pomyślała. Zazdrośćcie mi. Jest czego.

- Był - powtórzyła - całkowicie w mojej mocy.


----------------------------------------------------------------

Co rano - podjęła - całe to towarzystwo spotykało się w kuchni, mieszczącej się w suterenie pałacu Beauclair. Kuchmistrz lubił ich, nie wiedzieć zresztą czemu. Zawsze coś dla nich smacznego. Dziś była to jajecznica, żurek, duszone bakłażany, pasztet z królika, półgęski biała kiełbasa z ćwikłą, do tego zaś spory krąg koziego sera. Wszyscy jedli żwawo i milczkiem. Oprócz Angouleme, która plotła.

- A ja wam mówię, załóżmy u bordel. Gdy już załatwimy, co mamy do załatwienia, wrócimy tu i założymy dom rozpusty. Rozejrzałam się w mieście. Tu jest wszystko. Samych balwierni naliczyłam dziesięć, a aptek osiem. A zamtuz jest tylko jeden i to obskurny sracz, powiadam, nie zamtuz. Żadna konkurencja. My założymy bajzel luksusowy. Kupimy piętrowy dom z ogródkiem...

- Angouleme, zlituj się.

...wyłącznie dla szacownej klienteli. Ja będę bajzelmamą. Powiadam wam, zrobimy wielką forsę i będziemy żyli jak jakieś paniska. W końcu kiedyś wybiorą mnie na rajczynię, a wtedy to ja już wam na pewno nie dam zginąć, bo jak mnie wybiorą, to ja wybiorę was i ani się obejrzycie...

- Angouleme, prosiliśmy. Masz, zjedz chlebka z pasztetem.

Przez chwilę było cicho.


----------------------------------------------------------------

- Ładny gest ze strony pań - Regis nie spuścił oczu. - A premia zasłużona. Nie jest łatwo sprawić, by sukkub przestał nawiedzać. Może mi pani wierzyć, pani Fringillo.

- I wierzę. A tak przy okazji, jeden z pałacowych strażników, jak twierdzi, widział sukkuba. Nocą, na blankach Wierzy Karoberty. W towarzystwie drugiego upiora. Jakby wampira. Oba demony przechadzały się, przysięgał strażnik, a wyglądały na zaprzyjaźnione. Wiecie coś może o tym, panie Regis? Potraficie wytłumaczyć?

- Nie - Regisowi nie drgnęła nawet powieka. - Nie potrafimy. Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się filozofom.


----------------------------------------------------------------

- Skąd tedy - Fringilla była spokojna jak granit - te rewelacje o wyruszeniu?

- A bo to - wampirowi i tym razem nie drgnęła powieka - jest tak, jak w tym pełnym młodzieńczego czaru powiedzonku naszej kochanej Angouleme: przychodzi kiedyś taki czas, gdy trzeba srać, albo oswobodzić wychodek. Innymi słowy...

- Darujcie sobie - przerwała ostro Fringilla - inne słowa. Tych jakoby pełnych czaru było dość.


----------------------------------------------------------------

- Jeżeli to, że Geralt odzyska Ciri - powiedziała po chwili czarodziejka - jest zapisane w zwojach przeznaczenia, to tak się stanie. Niezależnie od tego, czy wiedźmin ruszy w góry, czy będzie siedział tu w Toussaint. Przeznaczenie dościga ludzi. Nie odwrotnie. Rozumiecie to? Czy pan to rozumie, panie Regisie Terzieff-Godefroy?

- Lepiej niż pani myśli, pani Vigo - wampir obrócił w palcach kołek od kiełbasy. - Ale dla mnie, raczy pani wybaczyć, przeznaczenie to nie zwoje, zapisane ręką Wielkiego Demiurga, ani wola nieba, ani nieodwołalne wyroki jakiejś tam opatrzności, lecz wynik wielu pozornie nie związanych ze sobą faktów, wydarzeń i działań. Skłonny byłbym się z panią zgodzić co do tego, że przeznaczenie dościga ludzi... i nie tylko ludzi. Nie bardzo jednak przemawia do mnie pogląd, że odwrotnie być może. Bo taki pogląd to wygodny fatalizm, to pean chwalący otępienie i gnuśność, puch pierzyny i urzekające ciepło damskiego łona. Krótko mówiąc, życie we śnie. A życie pani Vigo, może i jest snem, może i kończy się snem... Ale jest to sen, który trzeba prześnić aktywnie. Dlatego, pani Vigo, na nas czeka szlak.


----------------------------------------------------------------

- Kupcy - wyjaśnił spytany rządca. - Handlarze winni.

- Kupcy? - zdziwił się Geralt. - Jak to? Myślałem, że górskie przełęcze są zasypane śniegiem, a Toussaint jest odcięte od świata. Jakim sposobem przybyli tu zatem kupcy?

- Dla kupców - rzekł poważnie rządca Fierabras - nie ma złych dróg, przynajmniej dla takich, co serio swój traktują proceder. U nich, panie wiedźminie, taka jest zasada: skoro cel przyświeca, sposób musi się znaleźć.

- Zaiste - powiedział wolno Geralt - zasada to celna i godna naśladowania. W każdej sytuacji.

- Bez ochyby. Ale tak po prawdzie, to niektórzy z handlarzy tkwią to od jesieni, wyjechać nie mogąc. Ale duchem nie padają, mówią, pry, co tam, za to wiesną pierwsi będziemy, nim konkurencja się zjawi. U nich to się nazywa: dumać pozytywnie.

- I tej zasadzie - kiwnął głową Geralt - trudno coś zarzucić. Jedna rzecz mnie jeszcze ciekawi, panie rządco. Dlaczego ci kupcy siedzą tu, na odludziu, a nie w Beauclair? Księżna nie kwapi się, by udzielać im gościny? Może gardzi kupcami?

- Bynajmniej - odrzekł Fierabras. - Księżna pani zaprasza ich zawżdy, oni wszak odmawiają grzecznie. I mieszkają przy winnicach.

Dlaczego?

- Beauclair, powiadają, to nic jeno uczty, bale, hulanki, pijatyki i miłostki. Człek, powiadają, jeno gnuśnieje, durnieje i czas traci, miast myśleć o handlu. A myśleć trza o tym, co naprawdę ważne. O celu, po przyświeca. Nieustannie. Nie rozpraszając myśli na jakieś tam faramuszki. Wtedy, i tylko wtedy, cel zamierzony się osiąga.


----------------------------------------------------------------

- Nigdy cię nie zapomnę.

- Och - syknęła. - Sam nie wiesz, jaką mam ochotę sprawić, by tak naprawnę było. Jeśli nawet nie za pomocą magii, to za pomocą tego pejcza!

- Nie zrobisz tego.

- Masz rację, nie zrobię. Nie potrafiłabym. Zachowam się, jak przystało na wzgardzoną i porzuconą kochankę. Klasycznie. Odejdę z podniesioną głową. Z godnością i dumą. Łykając łzy. Potem będę ryczeć w poduszkę. A potem puszczę się z innym!

Pod koniec niemal krzyczała.

Nic nie powiedział. Ona też milczała.

- Geralt - powiedziała wreszcie, zupełnie innym głosem. - Zostań ze mną.

- Wydaje mi się, że cię kocham - powiedziała, widząc, że zwleka z odpowiedzią. - Zostań ze mną. Proszę cię o to. Nigdy nikogo nie prosiłam i nie sądzę, bym poprosiła. Ciebie proszę.

- Fringillo - odrzekł po chwili. - Jesteś kobietą, o której mężczyzna może tylko marzyć. Moją, tylko moją winą jest, że nie mam natury marzyciela.

- Jesteś - powiedziała po chwili, zagryzając wargi - jak rybacki hak, który raz wbity, wyrwać można tylko z krwią i mięsem. Cóż, sama sobie jestem winna, wiedziałam, co robię, igrając z niebezpieczną zabawką. Na szczęście, wiem też, jak sobie radzić ze skutkami. Mam w tym względzie przewagę nad resztą kobiecego plenienia.

Nie skomentował.

- Zresztą - dodała - złamane serce, choć boli dużo, dużo bardziej niż złamana ręka, zrasta się dużo, dużo szybciej.


----------------------------------------------------------------

- Dziękuję ci, Fringillo.

- Odejdź.

- Ufam ci - powiedział, nie odchodząc. - I nigdy nie zapomnę tego, co było między nami. Ufam ci, Fringillo. Nie zostanę z tobą, ale chyba też cię kochałem... Na swój sposób. Proszę, abyś to, czego się za chwilę dowiesz, zachowała w najgłębszej tajemnicy. Kryjówka Vilgefortza znajduje się w...

- Zaczekaj - przerwała. - Powiesz mi to później, później mi to zdradzisz. Teraz, przed odejściem, pożegnaj się ze mną. Tak, jak powinieneś się pożegnać. Nie liścikami, nie wybąkiwanymi przeprosinami. Pożegnaj się ze mną tak, jak tego pragnę.

Zdjęła rysie futro, rzuciła je na stertę słomy. Gwałtownym ruchem zdarła bluzkę, pod którą nie miała nic. Upadłą na futro, cią gnąc go za sobą, na siebie. Geralt chwycił ją za kark, podciągnął sukienkę, nagle zorientował się, że na zdjęcie rękawic nie będzie czasu. Fringilla na szcz ęście nie nosiła rękawic. Ani majtek. Na jeszcze większe szczęście nie nosił a też ostróg, bo za małą chwilę obcasy jej jeździeckich butów były dosłownie wszędzie, gdyby nosiła ostrogi, strach pomyśleć, co by się mogło stać.

Gdy krzyknęła, pocałował ją. Zdusił krzyk.

Konie, wietrząc ich wściekłą namiętność, rżały, tupały, tłukły się o przegrody, tak że aż pył i siano sypały się ze stropu.


----------------------------------------------------------------

- Jaskier - Geralt wziął od poety ciężką sakiewkę. - Na brak pieniędzy nie cierpimy. Niepotrzebnie...

- Niech to będzie mój wkład - powtórzył trubadur. - Forsa zawsze się przyda. A poza tym nie jest moja, wziąłem te dukaty z prywatnej szkatuły Łasiczki. Co tak patrzycie? Kobietom pieniądze potrzebne nie są. Bo i po co? Nie piją, w kości nie grają, a kobietami, psiakrew, są przecież same. No, bywajcie! Jedźcie, bo się rozpłaczę. A po wszystkim macie zawadzić o Toussaint, wracając, wszystko mi opowiedzieć.


----------------------------------------------------------------

- Reynart - wiedźmin odwrócił się w siodle. - Jedź z nami.

- Nie, Geralt - odrzekł po chwili Reynart de Bois-Fresnes. - Ja jestem błędny. Ale nie szalony.


----------------------------------------------------------------

Widziały, jak od skał odrywają się szybkiej czarne kształty, bezszelestnie i zwinnie niby nietoperze. Jak koszącym lotem spadają na blanki i machikuły zamku Rhys-Rhun.

- Wiek chyba - mruknęła Filippa - nie miałam miotły między nogami. Niedługo zapomnę, jak się lata.




powrót do Cytaty "Pani Jeziora"