Andrzej Sapkowski

Menu:

saga Nowe wydanie Sagi o Wiedźminie


sagaebooki Saga o wiedźminie ebooki po 29,99zł, Trylogia Husycka ebooki po 33,33zł

Krew elfów - cytaty

"Rozdział czwarty"

"— Kto? — krzyknął chrapliwie jeden z krasnoludów, szybkim, energicznym ruchem wyważając topór wbity w leżący obok ogniska pniak. — Kto idzie?

— Przyjaciel — wiedźmin zsiadł z konia.

— Ciekawe, czyj — warknął krasnolud. — Zbliż się. Ręce trzymaj tak, byśmy je widzieli.

Geralt zbliży! się, trzymając ręce tak, by mógł je dokładnie widzieć nawet ktoś dotknięty zapaleniem spojówek lub kurzą ślepotą.

— Bliżej.

Usłuchał. Krasnolud opuścił topór, przekrzywił lekko głowę.

— Albo mnie wzrok myli — powiedział — albo to wiedźmin, zwany Geraltem z Rivii. Albo ktoś cholernie do Geralta podobny.

Ogień strzelił nagle płomieniem, buchnął złotą jasnością, wyłonił z mroku twarze i postacie.

— Yarpen Zigrin — stwierdził Geralt, zaskoczony. — Nikt inny, a Yarpen Zigrin we własnej brodatej osobie!

— Ha! — krasnolud zawinął toporem, jakby była to łozowa witka. Ostrze warknęło w powietrzu i wcięło się w pień z głuchym stukiem. - Alarm odwołany! To faktycznie przyjaciel!

Pozostali odprężyli się wyraźnie, Geraltowi wydało się, że słyszy głębokie, pełne ulgi wydechy. Krasnolud podszedł, wyciągnął rękę. Jego uścisk mógł śmiało pójść w zawody z żelaznymi obcęgami.

— Witaj, charakterniku — powiedział. — Skądkolwiek przychodzisz i dokądkolwiek idziesz, witaj. Chłopaki! Sami tu! Pamiętasz moich chłopaków, wiedźminie? To jest Yannick Brass, ten to Xavier Moran, a to Paulie Dahlberg i jego brat Regan.

Geralt nie przypominał sobie żadnego, wszyscy zresztą wyglądali jednakowo, brodaci, krępi, prawie kwadratowi w swych grubych, pikowanych kubrakach.

— Było was sześciu — uścisnął po kolei podawane mu twarde, sękate prawice. - Jeśli pamiętam.

— Masz dobrą pamięć — zaśmiał się Yarpen Zigrin. — Była nas szóstka, a jakże. Ale Lucas Corto ożenił się, osiadł w Mahakamie i odpadł od kompanii, pacan głupi. Jakoś nie trafił się nikt godny na jego miejsce, jak do tej pory. A szkoda, szóstka to liczba w sam raz, nie za dużo, nie za mało. Czy to cielaka zjeść, czy beczułkę wychlać, nie ma to jak sześciu…"


----------------------------------------------------------------

"— Gdzie chora? — burknął. — Na miotle uleciała?

Ciri wskazała w mrok.

— Jasne — kiwnął głową. — Znam ten ból i paskudną przypadłość. Gdy byłem młodszy, zjadałem wszystko, co udało mi się znaleźć lub obezwładnić, więc strułem się nie raz i nie dwa. Kto to jest, ta czarodziejka?

— Triss Merigold.

— Nie znam, nie słyszałem. Rzadko się zresztą zadaję z Bractwem. No, ale wypada się przedstawić. Mnie zwą Yarpen Zigrin. A ciebie jak zwą, gąsko?

— Inaczej — warknęła Ciri, a oczy jej błysnęły.

Krasnolud zarechotał, wyszczerzył zęby.

— Ach — ukłonił się przesadnie. — Wybaczenia proszę. Nie rozpoznałem w mroku. Toż to żadna gąska, a szlachetna panna. Padam do nóżek. Jak panna ma na imię, jeśli to nie tajemnica?

— To nie tajemnica. Jestem Ciri.

— Ciri. Aha. A kim panna jest?

— A to — Ciri dumnie zadarła nosek — to już jest tajemnica.

Yarpen parsknął ponownie.

— Jęzorek cięty jak osa u panny, jak osa. Niechaj mi panna raczy wybaczyć. Przyniosłem medykament i trochę jedzenia. Czy panna przyjmie, czy też odprawi starego gbura, Yarpena Zigrina?

— Przepraszam… — Ciri zreflektowała się, pochyliła głowę. — Triss naprawdę potrzebna jest pomoc, panie… Zigrin. Jest bardzo chora. Dziękuję za lekarstwo.

— Nie nią za co — krasnolud znowu wyszczerzył zęby, przyjaźnie klepnął ją po ramieniu. — Chodź, Ciri, pomożesz mi. Medykament trzeba przygotować. Nakręcimy gałek wedle receptury mojej babki. Tym gałkom nie oprze się żadna usadowiona we flakach zaraza.

Rozwinął zawiniątko, wydobył coś na kształt bryły torfu i mały gliniany garnuszek. Ciri zbliżyła się, zaciekawiona.

— Trzeba ci wiedzieć, miła Ciri — rzekł Yarpen — że moja babka znała się na leczeniu jak nikt. Niestety, uważała, że źródłem większości chorób jest nieróbstwo, zaś nieróbstwo najskuteczniej leczy się kijem. Względem mnie i mojego rodzeństwa stosowała taki lek głównie zapobiegawczo. Lała nas przy byle okazji albo i bez okazji. Wyjątkowa to była jędza. A raz, gdy ni z tego, ni z owego dala mi pajdkę chleba ze smalcem i cukrem, to tak mnie tym zaskoczyła, że z wrażenia upuściłem tę pajdkę, smalcem w dół. No a babka sprała mnie, stara wstrętna rura. A potem dała mi drugą pajdkę, tyle że już bez cukru.

— Moja babka — Ciri ze zrozumieniem pokiwała głową — też mnie raz sprała. Rózgą.

— Rózgą? — zaśmiał się krasnolud. - Moja wygrzmociła mnie raz trzonkiem od kilofa. No, ale dość wspomnień, trzeba kręcić gałki. Masz, rwij to i ugniataj w kulki.

— Co to jest? Lepi się i maże… Eueeuee… A jak śmierdzi!

— To spleśniały chleb ze śruty. Doskonały lek. Ugniataj kulki. Mniejsze, mniejsze, to dla czarodziejki, nie dla krowy. Daj jedną. Dobra. Teraz obturlamy kulkę w medykamencie.

— Eueeeueeee!

— Zaśmiardło? — krasnolud zbliżył perkaty nos do glinianego garnuszka. - Niemożliwe. Miażdżony czosnek z gorzką solą zaśmiardnąć nie ma prawa, choćby stał sto lat.

— Obrzydliwość, eueuee. Triss tego nie zje!

— Zastosujemy metodę mojej babki. Ty zaciśniesz jej nos, a ja będę wpychał gałki.

— Yarpen — syknął Geralt, wyłaniając się nagle z ciemności z czarodziejką na rękach. — Uważaj, żebym ja tobie czegoś nie wepchnął.

— To jest lekarstwo! — oburzył się krasnolud. — To pomaga! Pleśń, czosnek…

— Tak — jęknęła słabo Triss z głębi swego kokonu. — To prawda… Geralt, to mi rzeczywiście powinno pomóc…

— Widzisz? — Yarpen szturchnął Ciri łokciem, zadzierając dumnie brodę i wskazując Triss łykającą gałki z miną męczenniczki. — Mądra czarownica. Wie, co dobre. "


----------------------------------------------------------------

"Ciri również poczuła senność, ale oprzytomnił ją gromki rechot Yarpena, który właśnie przypominał Geraltowi dawne przygody. Chodziło o łowy na złotego smoka, który miast dać się złowić, porachował łowcom kości, a szewca, zwanego Kozojedem, po prostu zjadł. Ciri zaczęła słuchać z większym zainteresowaniem.

Geralt zapytał o losy Rębaczy, ale Yarpen tych losów nie znał. Yarpen z kolei zaciekawił się kobietą o imieniu Yennefer, a Geralt zrobił się dziwnie małomówny. Krasnolud popił piwa i jął żalić się, że owa Yennefer wciąż żywi do niego urazę, choć od tamtych czasów minęło ładnych parę lat.

— Natknąłem się na nią na jarmarku w Gors Velen — opowiadał. Ledwie mnie dostrzegła, parsknęła jak kocica i straszliwie obraziła moją nieboszczkę mamę. Wziąłem czym prędzej nogi za pas, a ona krzyknęła w ślad, że jeszcze mnie kiedyś dopadnie i sprawi, że mi trawa z dupy wyrośnie.

Ciri zachichotała, wyobrażając sobie Yarpena z trawą. Geralt burknął coś o kobietach i ich impulsywnych charakterach, krasnolud zaś uznał to za nader łagodne określenie złośliwości, zawziętości i mściwości. Wiedźmin tematu nie podjął, a Ciri znów zapadła w drzemkę. "


----------------------------------------------------------------

"— Z tobą też tylko utrapienie, pannico — prychnął gniewnie. - Potrzebne nam tu damy i dzieweczki, cholera, nawet wysikać się z kozła nie mogę, muszę zaprzęg zatrzymywać i w krzaki łazić!

Ciri oparła pięści o biodra, potrząsnęła popielatą grzywką i zadarła nos.

— Tak? — zapiała, rozzłoszczona. — Piwa mniej pijcie, panie Zigrin, to się wam będzie rzadziej chciało!

- Łajno ci do mego piwa, smarkulo!

— Nie wrzeszczcie, Triss dopiero co zasnęła!

— To mój wóz! Będę wrzeszczał, jeśli taka moja wola!

— Pień!

— Co? Ach, ty bezczelna kozo!

— Pień!!!

— Ja ci zaraz pokażę pień… O, psiakrew! Tpprrr!!! "


----------------------------------------------------------------

"— Mieliście szczęście — rzekła słodziutko Ciri, pakując się na kozioł obok krasnoluda. — Lepiej, jak sami widzicie, mieć na wozie wiedźminkę niż jechać samemu. W samą porę was ostrzegłam. A gdybyście akurat sikali z kozła i najechali na ten pień, no, no. Strach pomyśleć, co by się wam wtedy mogło stać…

— Będziesz ty cicho?

— Już nic nie mówię. Ani słóweczka.

Wytrzymała niecałą minutę.

— Panie Zigrin?

— Nie jestem żaden pan — krasnolud szturchnął ją łokciem, wyszczerzył zęby. — Jestem Yarpen. Jasne? Powozimy wspólnie zaprzęgiem, no nie?"


----------------------------------------------------------------

"— To pierwsze na świecie były krasnoludy?

— Gnomy, jeśli idzie o ścisłość. I jeśli idzie o tę część świata. Bo świat jest niewyobrażalnie wielki, Ciri.

— Wiem. Widziałam mapę…

— Nie mogłaś widzieć. Nikt jeszcze nie narysował takiej mapy i wątpię, by prędko to nastąpiło. Nikt nie wie, co jest tam, za Ognistymi Górami i Wielkim Morzem. Nawet elfy, chociaż te chwalą się, że wszystko wiedzą. Gówno wiedzą, powiadam ci.

— Hmm… Ale teraz… Ludzi jest przecież dużo więcej niż… Niż was.

— Bo mnożycie się jak króliki — zgrzytnął zębami krasnolud. — Nic, tylko byście się chędożyli, w kółko, bez wyboru, z kim popadło i gdzie popadło. A waszym kobietom wystarczy byle siąść na męskich portkach, by im brzuch urósł… Czegoś tak pokraśniała, myślałby kto: maczek polny? Chciałaś rozumieć, tak czy nie? To i masz szczerą prawdę i wierną historię świata, którym włada ten, kto sprawniej rozłupuje innym czaszki i w szybszym tempie nadmuchuje baby. A z wami, ludźmi, trudno konkurować, zarówno w mordowaniu, jak i w chędożeniu…

— Yarpen — rzekł zimno Geralt, podjeżdżając do nich na Płotce. — Powściągnij się nieco, jeśli łaska, w doborze słów. A ty, Ciri, przestań zabawiać się w woźnicę, zajrzyj do Triss, sprawdź, czy się nie obudziła i czy czegoś nie potrzebuje.

— Obudziłam się już dawno — odezwała się słabym głosem czarodziejka z głębi wozu. - Ale nie chciałam… przerywać tej ciekawej konwersacji. Nie przeszkadzaj, Geralt. Chciałabym… dowiedzieć się czegoś więcej o wpływie chędożenia na rozwój społeczeństw. "


----------------------------------------------------------------

"— Dorzućcie do ognia — rzekł Yarpen, oblizując palce. — Woda szybciej się zagrzeje.

— Z tą wodą to głupota — zawyrokował Regan Dahlberg, wypluwszy kość. - Mycie może choremu tylko zaszkodzić. Zdrowemu zresztą też. Pamiętacie starego Schradera? Żona mu się raz kazała umyć i Schraderowi zmarło się wkrótce po tym.

— Bo go wściekły pies pokąsał.

— Jakby się nie umył, toby go pies nie pokąsał.

— Ja też myślę — odezwała się Ciri, sprawdzając palcem temperaturę wody w kociołku — że to przesada myć się codziennie. Ale Triss prosi, a raz się nawet popłakała… Więc Geralt i ja… "


----------------------------------------------------------------

"— Zaraza — powiedział Paulie Dahlberg i beknął przeciągle. — Jeszcze bym coś zjadł.

— Ja też — oznajmiła Ciri i również beknęła, zachwycona bezpretensjonalnymi manierami krasnoludów.

— Byle nie kaszy — rzekł Xavier Moran. — W gębie mi już rosną te jagły. Solone mięso też mi obrzydło.

— To się trawy nażryj, jak masz taki delikatny smak.

— Albo brzozę okoruj zębami. Bobry tak robią i żyją.

— Bobra tobym zjadł.

— A ja rybę — rozmarzył się Paulie, z trzaskiem rozgryzając dobyty zza pazuchy suchar. — Na rybę mam chętkę, mówię wam.

— To nałapmy ryb.

— Gdzie? — warknął Yannick Brass. - W krzakach?

— W strumieniu.

— Też mi strumień. Na drugi brzeg naszczać można. Jaka tam może być ryba?

— Są tam ryby — Ciri oblizała łyżkę i wsunęła ją do cholewki. - Widziałam, gdy chodziłam po wodę. Ale to są jakieś chore ryby. Mają wysypkę. Czarne i czerwone plamy…

— Pstrągi! — ryknął Paulie, plując okruchami suchara. — Ano, chłopaki, w dyrdy do strumienia! Regan! Ściągaj portki! Zrobimy sak z twoich portek.

— Dlaczego z moich?

— Ściągaj, migiem, bo ci po karku nakładę, gówniarzu! Mówiła matka, że masz mnie słuchać? "


----------------------------------------------------------------

"Triss nie miała już wysokiej gorączki, ale była potwornie osłabiona. Geralt i Ciri nabrali już wprawy w rozbieraniu jej i myciu, nauczyli się też hamować jej ambitne, ale niewykonalne na razie zapędy do samodzielności. Szło im nad wyraz sprawnie — on trzymał czarodziejkę w ramionach, ona myła i wycierała. Jedno tylko zaczynało Ciri dziwić i drażnić — Triss za mocno, jej zdaniem, tuliła się do Geralta. Tym razem próbowała go nawet całować.

Geralt ruchem głowy wskazał juki czarodziejki. Ciri pojęła w lot, bo to również należało do rytuału — Triss zawsze domagała się, by ją czesać. Odnalazła grzebień, uklękła obok. Triss, pochylając głowę w jej stronę, objęła Wiedźmina. Zdaniem Ciri, zdecydowanie zbyt mocno.

— Och, Geralt — załkała. - Tak mi żal… Tak bardzo żałuję, że to, co było między nami…

— Triss, proszę cię.

— … to powinno stać się… teraz. Gdy wyzdrowieję… Byłoby zupełnie inaczej… Mogłabym… Mogłabym nawet…

— Triss.

— Zazdroszczę Yennefer… Zazdroszczę jej ciebie…

— Ciri, wyjdź.

— Ale…

— Wyjdź, proszę. "


----------------------------------------------------------------

"— Yarpen?

— Hę?

— Lubię cię.

— Ja ciebie też, kozo.

— Ale ty jesteś krasnolud. A ja nie.

— A co to ma… Aha. Scoia'tael. Chodzi ci o Wiewiórki, tak? Nie daje ci to spokoju, co?

Ciri wyzwoliła się spod ciężkiego ramienia.

— Tobie też nie daje — powiedziała. — I innym też nie. Przecież widzę.

Krasnolud milczał.

— Yarpen?

— Słucham.

— Kto ma słuszność? Wiewiórki czy wy? Geralt chce być… neutralny. Ty służysz królowi Henseltowi, choć jesteś krasnoludem. A rycerz w strażnicy krzyczał, że wszyscy są naszymi wrogami i że wszystkich trzeba… Wszystkich. Nawet dzieci. Dlaczego, Yarpen? Kto ma słuszność?

— Nie wiem — powiedział krasnolud z wysiłkiem. — Nie pojadłem wszystkich rozumów. Robię to, co uważam za dobre. Wiewiórki złapały za broń, poszły do lasu. Ludzi do morza, krzyczą, nie wiedząc, że nawet to chwytne hasełko podpowiedzieli im nilfgaardzcy emisariusze. Nie rozumiejąc, że to hasełko nie jest skierowane do nich, ale właśnie do ludzi, że ma wzbudzić ludzką nienawiść, nie zapał bitewny młodych elfów. Ja to zrozumiałem, dlatego to, co robią Scoia'tael, uważam za zbrodniczą głupotę. Cóż, może za kilka lat okrzykną mnie za to zdrajcą i zaprzedańcem, a ich będą nazywać bohaterami… Nasza historia, historia naszego świata, zna takie przypadki.

Zamilkł, potarmosił brodę. Ciri też milczała.

— Elirena… — mruknął nagle. — Jeśli Elirena była bohaterką, jeśli to, co zrobiła, nazywa się bohaterstwem, to trudno, niech mnie nazywają zdrajcą i tchórzem. Bo ja, Yarpen Zigrin, tchórz, zdrajca i renegat, twierdzę, że nie powinniśmy się nawzajem zabijać. Twierdzę, że musimy żyć. Żyć tak, by później nie musieć nikogo prosić o wybaczenie. Bohaterska Elirena… Ona musiała. Wybaczcie mi, błagała, wybaczcie. Do stu diabłów! Lepiej zginąć niż żyć ze świadomością, że zrobiło się coś, co wymaga wybaczenia."


----------------------------------------------------------------

"— My się w ogóle nie różnimy, Yarpen.

Krasnolud obrócił się gwałtownie.

— Wcale się nie różnimy — powtórzyła Ciri. — Przecież ty myślisz i czujesz tak jak Geralt. I jak… jak ja. Jemy to samo, z jednego kociołka. Pomagasz Triss i ja też. Ty miałeś babkę i ja miałam babkę… Moją babkę zabili Nilfgaardczycy. W Cintrze.

— A moją ludzie — powiedział z wysiłkiem krasnolud. — W Brugge. W czasie pogromu. "


----------------------------------------------------------------

"— Co jest w tych beczkach?

— A co ma być? Niewolnicy? — zadrwił Yannick Brass, rozparty na koźle.

— Pytam, co? Odpowiedzcie tedy!

— Solone ryby.

— A w skrzyniach owych? — wojak podjechał do następnego wozu, kopnął w burtę.

— Podkowy — odburknął Paulie Dahlberg. — A tam, w tyle, to są bawole skóry.

— Widzę — machnął ręką dziesiętnik, cmoknął na konia, podjechał na czoło, zajrzał do wozu Yarpena.

— A co to za niewiasta tam leży?

Triss Merigold uśmiechnęła się słabo, uniosła na łokciu, wykonując dłonią krótki, zawiły gest.

— Kto, ja? — spytała cichutko. — Przecież ty mnie wcale nie widzisz.

Żołnierz zamrugał nerwowo, wzdrygnął się lekko.

— Solone ryby — powiedział z przekonaniem, opuszczając płachtę. — W porządku. A ten dzieciak?

— Suszone grzyby — powiedziała Ciri, patrząc na niego bezczelnie. Żołnierz zamilkł, zamarł z otwartymi ustami.

- Że jak? — spytał po chwili, marszcząc czoło. — Co?

— Zakończyłeś kontrolę, wojaku? — zainteresował się chłodno Wenck, podjeżdżając z drugiej strony furgonu. Żołnierz z wysiłkiem oderwał wzrok od zielonych oczu Ciri. "


----------------------------------------------------------------

"Neutralność? Obojętność? Chciało jej się krzyczeć. Wiedźmin patrzący obojętnie? Nie! Wiedźmin ma bronić ludzi. Przed leszym, wampirem, wilkołakiem. I nie tylko. Ma ich bronić przed każdym złem. A ja na Zarzeczu widziałam, co to jest zło.

Wiedźmin ma bronić i ratować. Bronić mężczyzn, by nie wieszano ich za ręce na drzewach, nie wbijano na pale. Bronić jasnowłosych dziewczyn, by nie rozkrzyżowywano ich między wbitymi w ziemię kołkami. Bronić dzieci, by ich nie zarzynano i nie wrzucano do studni. Na obronę zasługuje nawet kot poparzony w podpalonej stodole. Dlatego ja zostanę Wiedźminką, dlatego mam miecz, by bronić takich, jak ci z Sodden i Zarzecza, bo oni mieczy nie mają, nie znają kroków, półobrotów, uników i piruetów, nikt ich nie nauczył, jak walczyć, są bezbronni i bezsilni wobec wilkołaka i nilfgaardzkiego marudera. Mnie uczą walki. Bym mogła bronić bezbronnych. I będę to robić. Zawsze. Nigdy nie będę neutralna. Nigdy nie będę obojętna. Nigdy! "


----------------------------------------------------------------

"— Czy rozumiesz teraz, czym jest neutralność, która tak cię porusza? Być neutralnym to nie znaczy być obojętnym i nieczułym. Nie trzeba zabijać w sobie uczuć. Wystarczy zabić w sobie nienawiść. Czy zrozumiałaś? "



powrót do Cytaty "Krew elfów"


Krew elfów

KUP TERAZ