Andrzej Sapkowski

Menu:

saga Nowe wydanie Sagi o Wiedźminie


sagaebooki Saga o wiedźminie ebooki po 29,99zł, Trylogia Husycka ebooki po 33,33zł

Czas pogardy - cytaty

"Rozdział trzeci"

"O miłości wiemy niewiele. Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki. "

Jaskier, Pół wieku poezji


----------------------------------------------------------------

"- Nie ma stołu - ponurym głosem stwierdził fakt, wygładzając na sobie krótki, czarny, szamerowany srebrem i wcięty w pasie kaftan, w który ustroiła go Yennefer. Kaftan taki, będący ostatnim krzykiem mody, nazywano dubletem. Wiedźmin nie miał pojęcia, skąd wzięła się ta nazwa. I nie pragnął się dowiedzieć.

Yennefer nie zareagowała. Geralt nie oczekiwał reakcji, dobrze wiedział, że czarodziejka nie zwykła reagować na tego typu stwierdzenia. Ale nie zrezygnował. Marudził dalej. Po prostu miał ochotę pomarudzić.

- Nie ma muzyki. Wieje jak cholera. Nie ma gdzie usiąść. Będziemy jeść i pić na stojąco?

Czarodziejka obdarzyła go powłóczystym fiołkowym spojrzeniem.

- Owszem - powiedziała nieoczekiwanie spokojnie. - Będziemy jeść na stojąco. Wiedz również, że dłuższe zatrzymywanie się przy stole z jedzeniem jest uważane za nietakt.

- Postaram się być taktowny - mruknął. - Tym bardziej że niespecjalnie jest się przy czym zatrzymywać, jak widzę.

- Picie w sposób niepowściągliwy jest uważane za duży nietakt - Yennefer kontynuowała pouczanie, zupełnie nie zwracając uwagi na jego pomruki. - Unikanie rozmowy jest uważane za niewybaczalny nietakt...

- A to - przerwał - że tamten chudzielec w kretyńskich spodniach właśnie pokazuje mnie palcem dwóm swoim towarzyszkom, jest uważane za nietakt?

- Tak. Ale drobny.

- Co będziemy robić, Yen?

- Krążyć po sali, witać się, prawić komplementy, konwersować... Przestań wygładzać dublet i poprawiać włosy.

- Nie pozwoliłaś mi założyć opaski...

- Twoja opaska jest pretensjonalna. No, weź mnie pod ramię i chodźmy. Stanie w pobliżu wejścia jest uważane za nietakt. "


----------------------------------------------------------------

"Paziowie roznosili na tacach wino, lawirując wśród gości. Yennefer w ogóle nie piła. Wiedźmin miał ochotę, ale nie mógł. Dublet pił. Pod pachami. "


----------------------------------------------------------------

"Kilkakrotnie poczuł drgnięcia medalionu i ukłucia czarodziejskich impulsów. Niektórzy, a zwłaszcza niektóre, bezczelnie próbowali czytać w jego myślach. Był na to przygotowany, wiedział, o co chodzi, wiedział, jak ripostować. Patrzył na idącą u jego boku Yennefer, na biało-czarno-brylantową Yennefer o kruczych włosach i fiołkowych oczach, a sondujący go czarodzieje peszyli się, gubili, wyraźnie tracili rezon i kontenans ku jego rozkosznej satysfakcji. Tak, odpowiadał im w myśli, tak, nie mylicie się. Jest tylko ona, ona, u mojego boku, tu i teraz, i tylko to się liczy. Tu i teraz. A to, kim była dawniej, gdzie była dawniej i z kim była dawniej, to nie ma żadnego, najmniejszego znaczenia. Teraz jest ze mną, tu, wśród was. Ze mną, z nikim innym. Tak właśnie myślę, myśląc wciąż o niej, nieustannie myśląc o niej, czując zapach jej perfum i ciepło jej ciała. A wy udławcie się zawiścią. "


----------------------------------------------------------------

"- Bo tobie wierzę - ścisnęła jego ramię jeszcze silniej, sięgnęła po talerzyk. - Nałóż mi trochę łososia, wiedźminie. I krabów.

- To są kraby z Poviss. Złowiono je zapewne miesiąc temu, a panują upały. Nie boisz się...

- Te kraby - przerwała - jeszcze dziś rano łaziły po morskim dnie. Teleportacja to wspaniały wynalazek. "


----------------------------------------------------------------

"- Yennefer! - przechodząca obok ciemnowłosa czarodziejka wyzwoliła ramię spod łokcia towarzyszącego jej mężczyzny, zbliżyła się. - Więc jednak przyjechałaś? Och, to cudownie! Nie widziałam cię od wieków!

- Sabrina! - Yennefer uradowała się tak szczerze, że każdy, wyjąwszy Geralta, mógłby dać się zwieść. - Kochana! Tak się cieszę!

Czarodziejki objęły się ostrożnie i pocałowały sobie wzajem powietrze obok uszu i brylantowo-onyksowych kolczyków. Kolczyki obu czarodziejek, przypominające miniaturowe kiście winogron, były identyczne - w powietrzu natychmiast zapachniało wściekłą wrogością."


----------------------------------------------------------------

"- Bardzo pragnęłam cię poznać, Geralt - powiedziała z uśmiechem. Jak wszystkie czarodziejki, nie uznawała "panów", "waszmościów" ani innych obowiązujących wśród szlachty form. - Cieszę się, ogromnie się cieszę. Nareszcie przestałaś ukrywać go przed nami, Yenna. Szczerze mówiąc, dziwię się, że tak długo zwlekałaś. Absolutnie nie ma się czego wstydzić.

- Też tak myślę - odrzekła swobodnie Yennefer, lekko mrużąc oczy i demonstracyjnie odrzucając włosy z własnego kolczyka. - Piękna bluzka, Sabrina. Wręcz zachwycająca. Prawda, Geralt?

Wiedźmin kiwnął głową, przełknął ślinę. Bluzka Sabriny Glevissig, uszyta z czarnego szyfonu, odsłaniała absolutnie wszystko, co było do odsłonięcia, a trochę było. Karminowa spódnica, ściągnięta srebrnym pasem z wielką klamrą w kształcie róży, była bokiem rozcięta zgodnie z najnowszą modą. Moda nakazywała jednak nosić spódnice rozcięte do połowy uda, a Sabrina nosiła rozciętą do połowy biodra. Bardzo ładnego biodra. "


----------------------------------------------------------------

"- A pan, panie hrabio, dobrze się bawi na naszej uroczystości? - spytała Yennefer, gdy już Filippa i Dijkstra przestali się śmiać.

- Niezwykle dobrze - szpieg króla Vizimira ukłonił się dwornie.

- Jeśli zważymy - uśmiechnęła się Filippa - że hrabia jest tu służbowo, takie zapewnienie jest dla nas niesłychanie komplementujące. I jak każdy podobny komplement, mało szczere. Jeszcze przed chwilą wyznawał mi, że wolałby miły, swojski półmrok, smrodek pochodni i przypalanego na rożnach mięsiwa. Brak mu też tradycyjnego, zalanego sosem i piwem stołu, w który mógłby walić kuflem w rytm plugawych, pijackich piosenek, a pod który nad ranem mógłby osunąć się z wdziękiem, by zasnąć wśród chartów ogryzających kości. A na moje argumenty, wykazujące wyższość naszego sposobu ucztowania, pozostał, wyobraźcie to sobie, głuchy.

- Doprawdy? - wiedźmin spojrzał na szpiega łaskawiej. - A jakie to były argumenty, jeśli można wiedzieć?

Tym razem jego pytanie zostało najwyraźniej potraktowane jako przedni żart, bo obie czarodziejki zaśmiały się jednocześnie.

- Ach, mężczyźni - powiedziała Filippa. - Niczego nie rozumiecie. Czy w półmroku i dymie, siedząc za stołem, można imponować suknią i figurą?"


----------------------------------------------------------------

"- To cała Rada? Pełny skład? Myślałem, że jest ich więcej.

- Kapituła liczy pięć osób, w Radzie jest dalszych pięć. Filippa Eilhart też jest w Radzie.

- Nadal nie zgadza mi się rachunek - pokręcił głową, a Triss zachichotała.

- Nie powiedziałaś mu? Naprawdę nic nie wiesz, Geralt?

- O czym niby?

- Przecież Yennefer też zasiada w Radzie. Od czasu bitwy pod Sodden. Nie pochwaliłaś mu się jeszcze, moja droga?

- Nie, moja droga - czarodziejka spojrzała przyjaciółce prosto w oczy. - Po pierwsze, nie lubię się chwalić. Po drugie, nie było na to czasu. Nie widziałam Geralta od bardzo dawna, mamy sporo zaległości. Uzbierała się tego długa lista. Załatwiamy sprawy według tej listy.

- To oczywiste - rzekła niepewnie Triss. - Hmm... Po tak długim czasie... Rozumiem. Jest o czym rozmawiać...

- Rozmowy - uśmiechnęła się dwuznacznie Yennefer, darząc wiedźmina kolejnym powłóczystym spojrzeniem - są na końcu listy. Na samym końcu, Triss.

Kasztanowowłosa czarodziejka zmieszała się wyraźnie, zaczerwieniła lekko.

- Rozumiem - powtórzyła, w zakłopotaniu bawiąc się serduszkiem z lapis lazuli.

- Bardzo mnie cieszy, że rozumiesz. Geralt, przynieś nam wina. Nie, nie od tego pazia. Od tamtego, dalszego.

Usłuchał, bezbłędnie wyczuwając rozkaz w jej głosie. Biorąc puchary z niesionej przez pazia tacy, obserwował dyskretnie obie czarodziejki. Yennefer mówiła szybko i cicho, Triss Merigold słuchała z opuszczoną głową. Gdy wrócił, Triss już nie było. Yennefer nie wykazała żadnego zainteresowania przyniesionym winem, odstawił więc oba niepotrzebne puchary na stół.

- Nie przesadziłaś aby? - spytał chłodno. Oczy Yennefer zapłonęły fioletem.

- Nie próbuj robić ze mnie idiotki. Sądziłeś, że nie wiem o niej i o tobie?

- Jeżeli o to chodzi...

- Właśnie o to - ucięła. - Nie rób głupich min i powstrzymaj się od komentarzy. A nade wszystko nie próbuj kłamać. Znam Triss dłużej niż ciebie, lubimy się, rozumiemy świetnie i zawsze będziemy rozumieć, niezależnie od różnych drobnych... incydentów. A teraz wydało mi się, że ma trochę wątpliwości. Rozwiałam je więc i to wszystko. Nie wracajmy do tego.

Nie zamierzał. Yennefer odgarnęła loki z policzka. "


----------------------------------------------------------------

"Przy sąsiednim stole stała Sabrina Glevissig, pogrążona w rozmowie z nie znaną mu płomiennorudą czarodziejką. Ruda miała na sobie białą spódnicę i bluzeczkę z białej żorżety. Bluzeczka, podobnie jak ta Sabriny, była również absolutnie przejrzysta, ale miała kilka strategicznie rozmieszczonych aplikacji i haftów. Aplikacje, jak zauważył Geralt, miały interesującą właściwość: zakrywały i odsłaniały naprzemiennie.

Czarodziejki rozmawiały, opychając się plasterkami langusty w majonezie. Mówiły cicho i w Starszej Mowie. Choć nie patrzyły w jego stronę, rozmawiały ewidentnie o nim. Niedyskretnie wytężył swój wyczulony wiedźmiński słuch, udając, że interesują go wyłącznie krewetki.

- ...z Yennefer? - upewniła się rudowłosa, bawiąc się naszyjnikiem z pereł, okręconym wokół szyi tak, że wyglądał jak obroża. - Mówisz serio, Sabrina?

- Absolutnie - odrzekła Sabrina Glevissig. - Nie uwierzysz, to już trwa kilka lat. Że też on wytrzymuje z tą wredną gadziną, dziwię się zaiste.

- Czemu tu się dziwić? Rzuciła na niego urok, trzyma go pod szarmem. Mało razy sama tak robiłam?

- To przecież wiedźmin. Oni się nie dają zauroczyć. Nie na tak długo, w każdym razie.

- A zatem to miłość - westchnęła rudowłosa. - A miłość jest ślepa.

- On jest ślepy - wykrzywiła się Sabrina. - Czy uwierzysz, Marti, że ona ośmieliła się przedstawić mu mnie jako szkolną przyjaciółkę? Bloede pest, jest ode mnie starsza o... Mniejsza z tym. Mówię ci, jest o tego wiedźmina zazdrosna jak cholera. Mała Merigold tylko uśmiechnęła się do niego, a ta jędza obrugała ją nie przebierając w słowach i przepędziła. A w tej chwili... Spójrz tylko. Stoi tam, rozmawia z Franceską, a z wiedźmina nie spuszcza oka.

- Boi się - zachichotała ruda - że go jej sprzątniemy, choćby tylko na dzisiejszą noc. Co ty na to, Sabrina? Spróbujemy? Chłop jest atrakcyjny, nie to, co te nasze zarozumiałe wymoczki z ich kompleksami i pretensjami...

- Mów ciszej, Marti - syknęła Sabrina. - Nie patrz na niego i nie szczerz zębów. Yennefer nas obserwuje. I trzymaj styl. Chcesz go uwieść? To w złym guście.

- Hmm, masz rację - przyznała po namyśle Marti. - A gdyby tak nagle podszedł i sam zaproponował?

- Wtedy - Sabrina Glevissig rzuciła na wiedźmina drapieżnym czarnym okiem - dałabym mu bez namysłu, choćby i na kamieniu.

- A ja - zachichotała Marti - nawet na jeżu.

Wiedźmin, wpatrzony w obrus, zasłonił głupią minę krewetką i liściem sałaty, niesłychanie rad z faktu, że mutacja naczyń krwionośnych uniemożliwia mu rumienienie się."


----------------------------------------------------------------

"- Obserwuję cię od jakiegoś czasu - powiedział, wręczając jeden z kielichów Geraltowi. - Wszystkim, którym Yennefer cię przedstawiała, oznajmiałeś, żeś rad. Obłuda czy brak krytycyzmu?

- Grzeczność.

- Wobec nich? - Dorregaray szerokim gestem wskazał biesiadników. - Wierz mi, nie warto się wysilać. Tb pyszna, zawistna i zakłamana banda, twojej grzeczności nie docenią, wręcz wezmą za sarkazm. Z nimi, wiedźminie, trzeba na ich własną modłę, obcesowo, arogancko, nieuprzejmie, wówczas przynajmniej im zaimponujesz. Napijesz się ze mną wina?

- Cienkusza, który tu serwują? - uśmiechnął się mile Geralt. - Z najwyższym obrzydzeniem. No, ale jeśli tobie smakuje... Zmuszę się.

Sabrina i Marti, strzygące uszami zza swego stołu, parsknęły głośno. Dorregaray zmierzył obie wzrokiem pełnym pogardy, odwrócił się, stuknął pucharem o kielich wiedźmina, uśmiechając się, ale tym razem szczerze.

- Punkt dla ciebie - przyznał swobodnie. "


----------------------------------------------------------------

"- Przejdźmy do stołu po tamtej stronie - zaproponował swobodnie wiedźmin. - Widziałem tam sporą miskę czarnego kawioru. A ponieważ jesiotry łopatonose też już niemal doszczętnie wyginęły, trzeba się spieszyć.

- Kawior w twoim towarzystwie? Marzyłam o tym - Filippa zatrzepotała rzęsami, wsunęła mu rękę pod ramię, podniecająco zapachniała cynamonem i nardem. - Chodźmy nie zwlekając. Dotrzymasz nam kompanii, Dorregaray? Nie? No, to bywaj, baw się dobrze.

Czarodziej prychnął i odwrócił się. Sabrina Glevissig i jej ruda koleżanka odprowadziły odchodzących spojrzeniami jadowitszymi niż zagrożone wymarciem skalne kobry.

- Dorregaray - mruknęła Filippa, bez skrępowania przyciskając się do boku Geralta - szpieguje dla króla Ethaina z Cidaris. Miej się na baczności. Te jego gady i skóry to wstęp, którym poprzedza wypytywanie. A Sabrina Glevissig pilnie nadstawiała uszu...

- ...bo szpieguje dla Henselta z Kaedwen - dokończył. - Wiem, wspominałaś. A ta ruda, jej przyjaciółka...

- Nie ruda, lecz farbowana. Czy ty nie masz oczu? To Marti Sodergren. "


----------------------------------------------------------------

"- Nie ma kawioru.

- Jedną chwilę.

Rozejrzała się szybko, poruszyła dłonią i wymruczała zaklęcie. Srebrne naczynie w kształcie wygiętej w skoku ryby natychmiast wypełniło się ikrą zagrożonego wymarciem jesiotra łopatonosego. Wiedźmin uśmiechnął się.

- Można najeść się iluzją?

- Nie. Ale snobistyczny smak można nią mile połechtać. Skosztuj.

- Hmm... Rzeczywiście... Zdaje mi się smaczniejszy niż prawdziwy...

- I nie tuczy - rzekła dumnie czarodziejka, skrapiając sokiem z cytryny kolejną kopiastą łyżeczkę kawioru. -Czy mogę cię prosić o kieliszek białego wina?

- Służę. Filippa?

- Słuchani cię.

- Podobno konwenans zabrania rzucania tutaj zaklęć. Czy zatem nie byłoby bezpieczniej zamiast iluzji kawioru wyczarować iluzję samego smaku? Samo wrażenie? Przecież potrafiłabyś...

- Oczywiście, że potrafiłabym - Filippa Eilhart spojrzała na niego przez kryształ kielicha. - Konstrukcja takiego zaklęcia jest prostsza od konstrukcji cepa. Ale mając tylko wrażenie smaku, stracilibyśmy przyjemność, której dostarcza czynność. Proces, towarzyszące mu rytualne ruchy, gesty... Towarzysząca temu procesowi rozmowa, kontakt oczu... Ucieszę cię dowcipnym porównaniem, chcesz?

- Słucham, ciesząc się z wyprzedzeniem.

- Wrażenie orgazmu też umiałabym wyczarować. "


----------------------------------------------------------------

"- On ma mnóstwo wad - powiedziała zimno Yennefer, podchodząc i władczo ujmując wiedźmina pod ramię. -On ma praktycznie wyłącznie wady. Tracicie czas, dziewczyny.

- Na to wygląda - zgodziła się Marti Sodergren, wciąż złośliwie uśmiechnięta. - Życzymy tedy miłej zabawy. Chodź, Keira, napijemy się czegoś... bezalkoholowego. Może i ja zdecyduję się na coś dziś w nocy?

- Uff- sapnął, gdy odeszły. - W samą porę, Yen. Dziękuję ci.

- Dziękujesz? Chyba nieszczerze. Na tej sali jest dokładnie jedenaście kobiet chwalących się cyckami spod przejrzystych bluzek. Zostawiam cię na pół godziny, po czym przyłapuję na rozmowie z dwiema z nich...

Yennefer urwała, spojrzała na naczynie w kształcie ryby.

- ...i najedzeniu iluzji - dodała. - Och, Geralt, Geralt. Chodź. Jest okazja przedstawić cię kilku osobom wartym poznania. "


----------------------------------------------------------------

"- Będę czujny - westchnął. - Ale nie sądzę, żeby twój wytrawny gracz był w stanie mnie zaskoczyć. Nie po tym, co ja tu przeszedłem. Rzucili się na mnie szpiedzy, opadły wymierające gady i gronostaje. Nakarmiono mnie nie istniejącym kawiorem. Nie gustujące w mężczyznach nimfomanki podawały w wątpliwość moją męskość, groziły gwałtem na jeżu, straszyły ciążą, ba, nawet orgazmem, i to takim, któremu nie towarzyszą rytualne ruchy. Brrr...

- Piłeś?

- Odrobinę białego wina z Cidaris. Ale prawdopodobnie był w nim afrodyzjak... Yen? Czy po rozmowie z tym Vilgefortzem wrócimy do Loxii?

- Nie wrócimy do Loxii.

- Słucham?

- Chcę spędzić tę noc w Aretuzie. Z tobą. Afrodyzjak, powiadasz? W winie? Interesujące... "


----------------------------------------------------------------

"- Zastanawia mnie chronologia. Wiem, rzecz jasna, jak działają eliksiry młodości, ale wspólne występowanie na płótnach osób żyjących i dawno zmarłych...

- Innymi słowy, dziwi cię, że na bankiecie spotkałeś Hena Gedymdeitha i Tissaię de Yries, a nie było wśród nas Bekkera, Agnes z Glanville, Stammelforda czy Niny Fioravanti?

- Nie. Wiem, że nie jesteście nieśmiertelni...

- Czym jest śmierć? - przerwał Vilgefortz. - Według ciebie?

- Końcem.

- Końcem czego?

- Istnienia. Jak mi się zdaje, zaczęliśmy filozofować.

- Natura nie zna pojęcia filozofii, Geralcie z Rivii. Filozofią zwykło się nazywać żałosne i śmieszne próby zrozumienia Natury, podejmowane przez ludzi. Za filozofię uchodzą też rezultaty takich prób. To tak, jak gdyby burak dochodził przyczyn i skutków swego istnienia, nazywając wynik przemyśleń odwiecznym i tajemnym Konfliktem Bulwy i Naci, a deszcz uznał za Nieodgadnioną Moc Sprawczą. My, czarodzieje, nie tracimy czasu na odgadywanie, czym jest Natura. My wiemy, czym ona jest, bo sami jesteśmy Naturą. Rozumiesz mnie?

- Staram się, ale mów wolniej, proszę. Nie zapominaj, rozmawiasz z burakiem. "


----------------------------------------------------------------

"- Przestań. Nie myśl o tym i nie mów o tym. Zamiast tego...

- Co, Yen?

- Kochaj mnie.

Objął ją. Dotknął. Odnalazł. Yennefer, w niewiarygodny sposób miękka i twarda zarazem, westchnęła głośno. Słowa, które wypowiadali, rwały się, ginęły wśród westchnień i przyspieszonych oddechów, przestawały mieć znaczenie, rozpraszały. Zamilkli więc, skupili na poszukiwaniu siebie, na poszukiwaniu prawdy. Szukali długo, pieczołowicie i bardzo dokładnie, lękając się świętokrad-czego pośpiechu, lekkomyślności i nonszalancji. Szukali mocno, intensywnie i zapamiętale, lękając się świętokradczego zwątpienia i niezdecydowania. Szukali ostrożnie, lękając się świętokradczej niedelikatności.

Odnaleźli siebie, pokonali lęk, a w chwilę potem znaleźli prawdę, która eksplodowała im pod powiekami przeraźliwą, oślepiającą oczywistością, rozdarła jękiem zaciśnięte w determinacji usta. I wtedy czas drgnął spazmatycznie i zamarł, wszystko znikło, a jedynym funkcjonującym zmysłem stał się dotyk.

Minęła wieczność, powróciła rzeczywistość, a czas po raz wtóry drgnął i znowu ruszył z miejsca, powoli, ociężale, jak wielki, wyładowany wóz. Geralt spojrzał w okno. Księżyc nadal wisiał na niebie, choć to, co stało się przed momentem, w zasadzie powinno strącić go na ziemię.

- Jejku, jej - powiedziała po długiej chwili Yennefer, wolnym ruchem ścierając łzę z policzka.

Leżeli nieruchomo wśród rozburzonej pościeli, wśród dreszczu, wśród parującego ciepła i wygasającego szczęścia, wśród milczenia, a dookoła kłębiła się niewyraźna ciemność, przesycona zapachem nocy i głosami cykad. Geralt wiedział, że w takich momentach telepatyczne zdolności czarodziejki były wyczulone i bardzo silne, myślał więc intensywnie o sprawach i rzeczach pięknych. O rzeczach, które miały sprawić jej radość. O wybuchającej jasności wschodu słońca. O mgle wiszącej o świcie nad górskim jeziorem. O kryształowych wodospadach, przez które skaczą łososie, tak lśniące, jak gdyby były z litego srebra. O ciepłych kroplach deszczu uderzających w ciężkie od rosy liście łopianu.

Myślał dla niej. Yennefer uśmiechała się, słuchając jego myśli. Uśmiech drgał na jej policzku księżycowym cieniem rzęs."


----------------------------------------------------------------

"- A czego ty pragniesz, Yen? O czym marzysz?

- Tylko o rzeczach osiągalnych.

- A ja?

- Ciebie już mam.

Milczał długo. I doczekał chwili, gdy ona przerwała milczenie.

- Geralt?

- Mhm?

- Kochaj mnie, proszę.

Początkowo, nasyceni sobą, oboje pełni byli fantazji i inwencji, pomysłowi, odkrywczy i spragnieni nowego. Jak zwykle, rychło okazało się, że to zarazem za dużo i za mało. Zrozumieli to jednocześnie i ponownie okazali sobie miłość.

Gdy Geralt oprzytomniał, księżyc nadal był na swoim miejscu. Cykady grały zajadle, jak gdyby i one chciały szaleństwem i zapamiętaniem zwalczyć niepokój i strach. Z pobliskiego okna w lewym skrzydle Aretuzy ktoś spragniony snu wrzeszczał i pomstował srodze, domagając się ciszy. Z okna z drugiej strony ktoś inny, o bardziej widać artystycznej duszy, entuzjastycznie bił brawo i gratulował.

- Och, Yen... - szepnął wiedźmin z wyrzutem.

- Miałam powód... - pocałowała go, a potem wtuliła policzek w poduszkę. - Miałam powód, żeby krzyczeć. Więc krzyczałam. Tego nie powinno się tłumić, to niezdrowe i nienaturalne. Obejmij mnie, jeśli możesz."



powrót do Cytaty "Czas pogardy"