Andrzej Sapkowski

Menu:

saga Nowe wydanie Sagi o Wiedźminie


sagaebooki Saga o wiedźminie ebooki po 29,99zł, Trylogia Husycka ebooki po 33,33zł

Miecz przeznaczenia - cytaty

Opowiadanie: "Coś więcej"

" Zeskoczył z konia, ściągnął z ramion płaszcz. Yurga zobaczył, ze nieznajomy nosi miecz na plecach, na pasie skośnie przerzuconym przez pierś. Miał niejasne odczucie, ze już kiedyś słyszał o ludziach w podobny sposób noszących broń. Czarna, skórzana, sięgająca bioder kurtka z długimi mankietami skrzącymi się od srebrnych ćwieków mogłaby wskazywać, że nieznajomy pochodzi z Novigradu lub okolic, ale moda na takie odzienie szeroko się ostatnio rozprzestrzeniła, zwłaszcza wśród młodziaków. Młodziakiem jednak nieznajomy nie był.

Jeździec, ściągnąwszy juki z wierzchowca, odwrócił się. Na jego piersi kołysał się na srebrnym łańcuszku okrągły medalion. Pod pachą trzymał nieduży, okuty kuferek i podłużny pakunek okręcony skórami i rzemieniem.

- Jeszcze nie pod wozem? - spytał, podchodząc bliżej. Yurga zobaczył, że na medalionie wyobrażony jest wilczy łeb z otwartą, zbrojną kłami paszczą. Nagle przypomniał sobie.

- Wyście... Wiedźmin? Panie? Nieznajomy wzruszył ramionami.

- Zgadłeś. Wiedźmin.

(...)

Nieznajomy wolno, bardzo wolno wyszedł zza wozu, na środek mostu. Był odwrócony tyłem - Yurga zobaczył, że miecz na jego plecach nie jest tym mieczem, który widział poprzednio. Teraz była to piękna broń - głowica, jelec i okucia pochwy błyszczały jak gwiazdy, nawet w zapadającym mroku odbijały światło, chociaż już prawie nie było światła - zgasła nawet złotopurpurowa poświata, jeszcze niedawno wisząca nad lasem.

- Panie...

Nieznajomy odwrócił głowę. Yurga z trudem powstrzymał krzyk.

Twarz obcego była biała - biała i porowata jak ser odsączony i odwinięty ze szmatki. A oczy... Bogowie, zawyło coś w Yurdze. Oczy..."


----------------------------------------------------------------

"- Wiesz, Geralt - powiedziała nagle, już spokojna. - Najbardziej brakowało mi twojego milczenia."


----------------------------------------------------------------

"- Jesteśmy stworzeni dla siebie - szepnęła. - Może przeznaczeni sobie? Ale przecież nic z tego nie będzie. Szkoda, ale gdy nastanie świt, rozstaniemy się. Nie może być inaczej. Musimy się rozstać, by się wzajemnie nie skrzywdzić. My, przeznaczeni sobie. Stworzeni dla siebie. Szkoda. Ten lub ci, którzy tworzyli nas dla siebie, powinni zadbać o coś więcej. Samo przeznaczenie nie wystarcza, to zbyt mało. Trzeba czegoś więcej."


----------------------------------------------------------------

"- Ano, cóż, paskudny otacza nas świat - mruknął wreszcie - Ale to nie powód, byśmy wszyscy paskudnieli. Dobra nam trzeba."


----------------------------------------------------------------

"- Troje, najwyżej czworo na dziesięć - powiedziała, kiwając głową w udawanym zamyśleniu. - Ostra selekcja, bardzo ostra, powiedziałabym, i to na każdym etapie. Najpierw Wybór, potem Próby. A potem Zmiany. Ilu wyrostków dostaje w końcu medaliony i srebrne miecze? Jeden na dziesięciu? Jeden na dwudziestu? Wiedźmin milczał.

- Rozmyślałam nad tym długo - ciągnęła Calanthe, już bez uśmiechu. - I doszłam do wniosku, że selekcja dzieciaków na etapie Wyboru ma znikome znaczenie. Cóż to wreszcie za różnica, Geralt, co to za dziecko umrze lub zwariuje nafaszerowane narkotykami? Cóż za różnica, czyj mózg rozerwie się od majaczeń, czyje oczy pękną i wypłyną, miast stać się oczami kota? Cóż za różnica, czy we własnej krwi i rzygowinach skona dziecko rzeczywiście wskazane przeznaczeniem^ czy dziecko zupełnie przypadkowe? Odpowiedz mi. Wiedźmin splótł ręce na piersi, by opanować ich drżenie.

- Po co? - spytał. - Oczekujesz odpowiedzi?

- Prawda, nie oczekuję - królowa znowu się uśmiechnęła. - Jak zawsze, jesteś bezbłędny we wnioskach. Kto wie, może jednak nie oczekując odpowiedzi, zechciałabym łaskawie poświęcić nieco uwagi twoim dobrowolnym i szczerym słowom? Słowom, które, kto wie, może zechciałbyś z siebie wyrzucić, a wraz z nimi to, co tłamsi ci duszę? Ale jeśli nie, trudno. Dalejże, weźmy się do dzieła, trzeba dostarczyć bajarzom materiału. Idziemy wybierać dziecko, wiedźminie."


----------------------------------------------------------------

"- Geralt?

- Tak, Calanthe?

- Nie wierzysz w przeznaczenie?

- Nie wiem, czy wierzę w cokolwiek. A co do przeznaczenia... Obawiam się, że ono nie wystarcza. Trzeba czegoś więcej."


----------------------------------------------------------------

"- Wierzycie, ze Dziecko Przeznaczenia przejdzie Próby bez ryzyka?

- Wierzymy, że takie dziecko nie będzie wymagało Prób.

- Jedno pytanie, Geralt. Dość osobiste. Pozwolisz?

Kiwnął głową.

- Nie ma, jak wiadomo, lepszego sposobu na przekazanie dziedzicznych cech niż sposób naturalny. Ty przeszedłeś Próby i przeżyłeś. Jeżeli więc zależy ci na dziecku mającym specjalne właściwości i odporność...

Dlaczego nie znajdziesz kobiety, która... Jestem niedelikatna, co? Ale zdaje się, że odgadłam?

- Jak zawsze - uśmiechnął się smutno - jesteś bezbłędna we wnioskach, Calanthe. Odgadłaś, oczywiście. To, o czym mówisz, jest dla mnie nieosiągalne.

- Wybacz - powiedziała, a uśmiech znikł z jej twarzy. - Cóż, to ludzkie.

- To nie jest ludzkie.

- Ach... Więc żaden wiedźmin...

- Żaden. Próba Traw, Calanthe, jest straszna. A to, co z chłopcami robi się w czasie Zmian, jest jeszcze gorsze. I nieodwracalne."


----------------------------------------------------------------

"- Mojej matki? Nie, Calanthe. Domyślam się, ze stała przed wyborem... Może nie miała wyboru? Nie, miała, przecież wiesz, wystarczyło odpowiedniego zaklęcia albo eliksiru... Wybór. Wybór, który trzeba uszanować, bo to święte i niepodważalne prawo każdej kobiety. Emocje nie mają tu znaczenia. Miała niepodważalne prawo do decyzji, podjęła ją. Ale sądzę, że spotkanie z nią, mina, jaką by wówczas zrobiła... Dałoby mi to coś w rodzaju perwersyjnej przyjemności, jeśli wiesz, o czym mówię.

- Doskonale wiem, o czym mówisz - uśmiechnęła się. - Ale małe masz szansę na taką przyjemność. Nie potrafię ocenić twojego wieku, wiedźminie, ale zakładam, że jesteś grubo starszy, niż wskazywałby twój wygląd. Tym samym ta kobieta...

- Ta kobieta - przerwał zimno - zapewne wygląda teraz na grubo młodszą ode mnie.

- Czarodziejka?

- Tak.

- Ciekawe. Myślałam, że czarodziejki nie mogą...

- Ona zapewne też tak myślała.

- Zapewne. Ale masz rację, nie dyskutujmy o prawie kobiety do decyzji, bo to rzecz poza dyskusją."


----------------------------------------------------------------

"- Dzięki... - przycisnął policzek do skór, by zniekształcić głos, zamaskować jego nienaturalne brzmienie. - Czy mogę wiedzieć... Komu dziękuję?

Nie powie, pomyślał. Albo nakłamie.

- Nazywam się Visenna. Wiem, pomyślał.

- Cieszę się - powiedział wolno, wciąż z policzkiem przy skórach. - Cieszę się z tego, że skrzyżowały się nasze drogi, Visenna.

- Cóż, przypadek - rzekła chłodno, naciągając mu koszulę na plecy i nakrywając kożuchami. - Wieść o tym, że jestem potrzebna, dostałam od celników z granicy. Jeśli jestem potrzebna, jadę. Taki mam dziwny zwyczaj. Posłuchaj, maść zostawię kupcowi, poproś, by nacierał cię rano i wieczorem. Jak twierdzi, uratowałeś mu życie, niech się odwdzięcza.

- A ja? Jak mógłbym odwdzięczyć się tobie, Visenna?

- Nie mówmy o tym. Nie biorę zapłaty od wiedźminów. Nazwij to solidarnością, jeśli chcesz. Zawodową solidarnością. I sympatią. W ramach tej sympatii przyjazna rada lub, jeśli wolisz, zalecenie uzdrowicielki. Przestań brać halucynogeny, Geralt. Halucynacje nie leczą. Niczego.

- Dziękuję, Visenna. Za pomoc i za radę. Dziękuję ci...za wszystko.

Wygrzebał rękę spod skór, namacał jej kolana. Drgnęła, po czym włożyła mu dłoń do dłoni, lekko zacisnęła. Ostrożnie uwolnił palce, przesunął nimi po jej ręce, po przedramieniu.

Oczywiście. Gładka skóra młodej dziewczyny. Drgnęła jeszcze silniej, ale nie cofnęła ręki. Wrócił palcami do jej dłoni, złączył uściskiem.

Medalion na szyi zawibrował, poruszył się.

- Dziękuję ci, Visenna - powtórzył, panując nad drżeniem głosu. - Rad jestem, że skrzyżowały się nasze drogi.

- Przypadek... - powiedziała, ale tym razem w jej głosie nie było chłodu.

- A może przeznaczenie? - spytał, dziwiąc się, bo podniecenie i zdenerwowanie uleciały z niego nagle, bez śladu. - Wierzysz w przeznaczenie, Visenna?

- Tak - odpowiedziała nie od razu. - Wierzę.

- W to - ciągnął - że ludzie związani przeznaczeniem zawsze się spotykają?

- W to także... Co robisz? Nie obracaj się...

- Chcę spojrzeć na twoją twarz... Visenna. Chcę spojrzeć w twoje oczy. A ty... Ty musisz spojrzeć w moje. Zrobiła ruch, jakby chciała zerwać się z kolan. Ale została obok niego. Odwrócił się powoli, krzywiąc wargi z bólu. Było jaśniej, ktoś znowu dorzucił drewna do ognia.

Nie poruszyła się już. Obróciła tylko głowę w bok, profilem, ale tym wyraźniej widział, że usta jej drżą. Zacisnęła palce na jego dłoni, silnie.

Patrzył. Nie było żadnego podobieństwa. Miała zupełnie inny profil. Mały nos. Wąski podbródek. Milczała. Potem nagle pochyliła się, spojrzała mu prosto w oczy. Z bliska. Bez słowa.

- Jak ci się podobają? - spytał spokojnie. - Moje poprawione oczy? Takie... niecodzienne. Czy wiesz, Visenna, co robi się z oczami wiedźminów, aby je poprawić? Czy wiesz, że nie zawsze się to udaje?

- Przestań - powiedziała miękko. - Przestań, Geralt.

- Geralt... - poczuł nagle, jak coś się w nim rwie - To imię nadał mi Vesemir. Geralt z Rivii! Nauczyłem się nawet naśladować rivski akcent. Chyba z wewnętrznej potrzeby posiadania rodzinnych stron. Chociażby wymyślonych. Vesemir... nadał mi imię. Vesemir zdradził mi też twoje. Dość niechętnie.

- Cicho, Geralt, cicho.

- Mówisz mi dziś, że wierzysz w przeznaczenie. A wtedy... Wtedy wierzyłaś? Ach, tak, musiałaś wierzyć. Musiałaś wierzyć, że przeznaczenie każe nam się spotkać. Temu należy przypisać fakt, że sama bynajmniej nie dążyłaś do tego spotkania.

Milczała.

- Zawsze chciałem... Rozmyślałem nad tym, co ci powiem, kiedy się wreszcie spotkamy. Myślałem o pytaniu, jakie ci postawię. Sądziłem, że sprawi mi to perwersyjną przyjemność...

To, co błysnęło na jej policzku, było łzą. Niewątpliwie. Poczuł, jak gardło ściska mu się do bólu. Poczuł zmęczenie. Senność. Słabość.

- W świetle dnia... - jęknął. - Jutro, w blasku słońca, spojrzę w twoje oczy, Visenna... I zadam ci moje pytanie. A może nie zadam go, bo już za późno. Przeznaczenie? O, tak, Yen miała rację. Nie wystarczy być sobie przeznaczonym. Trzeba czegoś więcej... Ale spojrzę jutro w twoje oczy... W blasku słońca...

- Nie - powiedziała łagodnie, cicho, aksamitnie, głosem, który drążył, który szarpał pokładami pamięci, pamięci, której już nie było. Której nigdy nie było, a przecież była.

- Tak! - zaprotestował. - Tak. Chcę tego...

- Nie. Teraz zaśniesz. A gdy się obudzisz, przestaniesz chcieć. Po co mamy patrzeć na siebie w blasku słońca? Co to zmieni? Nie można już niczego cofnąć, niczego zmienić. Jaki sens ma zadawanie mi pytań, Geralt? Czy fakt, że nie będę umiała na nie odpowiedzieć, rzeczywiście sprawi ci perwersyjną przyjemność? Co nam da krzywdzenie się wzajemne? Nie, nie będziemy patrzeć na siebie w świetle dnia. Zaśnij, Geralt. A tak między nami, to wcale nie Vesemir nadał ci to imię. Chociaż to również niczego nie zmieni ani niczego nie cofnie, chciałabym, abyś o tym wiedział. Bądź zdrów i uważaj na siebie. I nie staraj się mnie szukać...

- Visenna...

- Nie, Geralt. Teraz zaśniesz. A ja... byłam twoim snem. Bądź zdrów.

- Nie! Visenna!

- Zaśnij - w aksamitnym głosie cichy rozkaz, łamiący wolę, drący ją jak tkaninę. Ciepło, nagle bijące z jej dłoni.

- Zaśnij. Zasnął."


----------------------------------------------------------------

" Imiona czternastu.

Odczytywał powoli, od góry, a przed oczami zjawiały się twarze tych, których znał.

Kasztanowowłosa Triss Merrigold, wesoła, chichocząca z byle powodu, wyglądająca jak podlotek. Lubił ją. I ona jego też.

Lawdbor z Murivel, z którym kiedyś o mało nie pobił się w Wyzimie, gdy złapał czarodzieja na manipulowaniu kośćmi w grze za pomocą delikatnej telekinezy.

Lytta Neyd, zwana Koral. Przydomek wziął się od koloru pomadki do ust, jakiej używała. Lytta oplotkowała go kiedyś przed królem Belohunem, i to tak, że poszedł na tydzień do lochu. Gdy wypuszczono go, poszedł do niej zapytać o powody. Nie wiedząc kiedy, wylądował w jej łóżku i tam spędził drugi tydzień. Stary Gorazd, który chciał zapłacić mu sto marek za umożliwienie zbadania jego oczu, a oferował tysiąc za możliwość dokonania sekcji, "niekoniecznie dzisiaj", jak się wówczas wyraził.

Zostały trzy imiona."


----------------------------------------------------------------

"- Ale mam dwóch synów - rzekł nagle szybko Yurga, patrząc przed siebie, na gościniec. - Dwóch, zdrowych, silnych i niegłupich. Przecie gdzieś ich muszę do terminu dać. Jeden, myślałem, ze mną kupiectwa się będzie uczył. A drugi...

Geralt milczał.

- Co rzekniecie? - Yurga odwrócił głowę, spojrzał na niego. - Zażądaliście na moście obietnicy. Szło wam o dzieciaka do waszego wiedźmińskiego terminu, przecie nie o co innego. Czemu miałby ów dzieciak być niespodziany? A spodziany być nie może? Dwóch mam, jeden niech się więc na wiedźmina uczy. Fach jak fach. Nie lepszy, nie gorszy.

- Pewny jesteś - odezwał się cicho Geralt - że nie gorszy?

Yurga zmrużył oczy.

- Bronić ludzi, życie im ratować, jaka to po waszemu rzecz, zła czy dobra? Tych czternastu, na wzgórzu? Wy, na owym moście? Coście czynili, dobro czy zło?

- Nie wiem - rzekł z wysiłkiem Geralt. - Nie wiem, Yurga. Czasami wydaje mi się, że wiem. A niekiedy mam wątpliwości. Czy chciałbyś, by twój syn miał takie wątpliwości?

- A niech ma - powiedział poważnie kupiec. - Niechby miał. Bo to właśnie ludzka rzecz i dobra.

- Co?

- Wątpliwości. Tylko zło, panie Geralt, nigdy ich nie ma. A przeznaczenia swego nie uniknie nikt."


----------------------------------------------------------------

"- Zgadza się - kiwnął głową wiedźmin. - Tak się zwykle robi. Nie pojmuję jednak, skąd ta panika? Co to, pierwsza wojna, innych nie bywało? Jak zwykle, drużyny królów poszczerbią się nawzajem, a potem królowie dogadają się, podpiszą traktat i obaj urżną się z tej okazji. Dla tych, którzy w tej chwili miażdżą sobie żebra na przystani, nic się w zasadzie nie zmieni."


----------------------------------------------------------------

"- To nie ma sensu. Komu mogłoby zależeć na niszczeniu świata? Nie prowadzi się wojen, by niszczyć. Wojny prowadzi się z dwóch powodów. Jednym jest władza, drugim pieniądze."


----------------------------------------------------------------

"- Wskakuj na konia. Pogadamy w drodze. Hej, do diabła, tylko nie z tym worem! Chcesz, żeby Płotce pękł grzbiet?

- To jest Płotka? Płotka była gniada, a to jest kasztanka.

- Każdy mój koń nazywa się Płotka. Dobrze o tym wiesz i nie zagaduj mnie. Powiedziałem, precz z tym worem. Co tam masz, do cholery? Złoto?

- Rękopisy! Wiersze! I trochę żarcia...

- Wrzuć do rzeki. Napiszesz nowe wiersze. A żarciem podzielę się z tobą."


----------------------------------------------------------------

" Co jest w tej manierce, Geralt?

- Gorzałka. Chcesz?

- No chyba."


----------------------------------------------------------------

" Urwał, widząc małą, szczuplutką, popielatowłosą istotkę idącą wolno za chłopcami. Dziewczynka spojrzała na niego, zobaczył wielkie oczy, zielone jak trawa wiosną, błyszczące jak dwie gwiazdeczki. Zobaczył, jak dziewczynka podrywa się nagle, jak biegnie, jak... Usłyszał, jak krzyczy, cienko, przenikliwie.

- Geralt!

Wiedźmin odwrócił się od konia, błyskawicznym, zwinnym ruchem. I pobiegł na spotkanie. Yurga patrzył urzeczony. Nigdy nie myślał, że człowiek może poruszać się tak szybko.

Spotkali się na środku podwórka. Popielatowłosa dziewuszka w szarej sukieneczce. I białowłosy wiedźmin z mieczem na plecach, cały w czarnej skórze lśniącej od srebra. Wiedźmin w miękkim skoku, dziewuszka w truchciku, wiedźmin na kolanach, cienkie rączki dziewuszki dookoła jego szyi, popielate, mysie włosy na jego ramieniu. Złotolitka krzyknęła głucho. Yurga objął ją, bez słowa przygarnął do siebie, drugą ręką zebrał i przytulił obu chłopców.

- Geralt! - powtarzała dziewczynka, lgnąc do piersi wiedźmina. - Znalazłeś mnie! Wiedziałam! Zawsze wiedziałam! Wiedziałam, że mnie odnajdziesz!

- Ciri - powiedział wiedźmin.

Yurga nie widział jego twarzy ukrytej w popielatych włosach. Widział ręce w czarnych rękawicach ściskające plecy i ramiona dziewczynki.

- Znalazłeś mnie! Och, Geralt! Cały czas czekałam! Tak okropecznie długo... Będziemy już razem, prawda? Teraz będziemy razem, tak? Powiedz, Geralt! Na zawsze! Powiedz!

- Na zawsze, Ciri.

- Tak, jak mówili! Geralt! Tak, jak mówili... Jestem twoim przeznaczeniem? Powiedz! Jestem twoim przeznaczeniem?

Yurga zobaczył oczy wiedźmina. I zdziwił się bardzo. Słyszał cichy płacz Złotolitki, czuł drganie jej ramion. Patrzył na wiedźmina i czekał, cały spięty, na jego odpowiedź. Wiedział, ze nie zrozumie tej odpowiedzi, ale czekał na nią. I doczekał się.

- Jesteś czymś więcej, Ciri. Czymś więcej."



powrót do Cytaty "Miecz przeznaczenia"