Andrzej Sapkowski

Menu:

saga Nowe wydanie Sagi o Wiedźminie


sagaebooki Saga o wiedźminie ebooki po 29,99zł, Trylogia Husycka ebooki po 33,33zł

Chrzest ognia - cytaty

"Rozdział piąty"

Gdy cyrulik odrywał opatrunek od rany, Jaskier zajęczał boleśnie.

- Spokojnie - rzeki Regis, przemywając ranę. - To nic. Trochę krwi. Tylko trochę krwi... Ładnie pachnie twoja krew, poeto. I właśnie wówczas Wiedźmin zachował się w sposób, jakiego Milva nie mogła oczekiwać. Podszedł do konia i wyciągnął z przypiętej pod tybinką pochwy długi nilfgaardzki miecz.

- Odejdź od niego - warknął, stając nad cyrulikiem.

- Ładnie pachnie ta krew - powtórzył Regis, nie zwracając na wiedźmina najmniejszej uwagi. - Nie wyczuwam w niej zapachu zakażenia, które w ranie głowy mogłoby mieć fatalne skutki. Arteria i żyła nie naruszone... Teraz zaszczypie.

Jaskier zajęczał, gwałtownie wciągnął powietrze. Miecz w dłoni wiedźmina zadrgał, zalśnił światłem odbitym od rzeki.

- Założę kilka szwów - powiedział Regis, nadal nie zwracając uwagi ani na wiedźmina, ani na jego miecz. - Bądź mężny. Jaskier. Jaskier był mężny.

- Już kończę - Regis zabrał się za bandażowanie. - Do wesela, trywialnie mówiąc, zagoi się. Rana w sam raz dla poety. Jaskier. Będziesz chodził jak wojenny bohater, z dumnym bandażem na czole, a serca patrzących na ciebie panien topić się będą jak wosk. Tak, iście poetyczna rana. Nie to, co postrzał w brzuch. Rozwalona wątroba, rozdarte nerki i jelita, wylana treść i kał, zapalenie otrzewnej... No, gotowe. Geralt, już jestem do twojej dyspozycji.

Wstał, a wówczas Wiedźmin przystawił mu miecz do gardła. Ruchem tak szybkim, że aż umykającym oczom.

- Cofnij się - warknął do Milvy. Regis nie drgnął nawet, choć sztych miecza delikatnie opierał się o jego szyję. Łuczniczka wstrzymała oddech, widząc, jak oczy cyrulika rozpalają się w mroku dziwnym, kocim światłem.

- No, dalejże - powiedział spokojnie Regis. - Pchnij.

- Geralt - stęknął z ziemi Jaskier, całkiem przytomnie. - Czyś ty do reszty zwariował? On uratował nas spod szubienicy... Opatrzył mi łeb...

- Ocalił w obozie dziewczynę i nas - przypomniała cicho Milva.

- Milczcie. Nie wiecie, kim on jest.

Cyrulik nie poruszył się. A Milva nagle z przerażeniem dostrzegła to, co powinna była dostrzec już dawno, Regis nie rzucał cienia.

- W samej rzeczy - powiedział wolno. - Nie wiem kim jestem. A pora, byście wiedzieli. Nazywam się Emiel Regis Rohellec Terzieff-Godefroy. Żyję na tym świecie czterysta dwadzieścia osiem lat według waszego rachunku, sześćset czterdzieści dwa lata według rachuby elfów. Jestem potomkiem rozbitków, nieszczęsnych istot uwięzionych wśród was po kataklizmie, który wy nazywacie Koniunkcją Sfer. Uchodzę, delikatnie mówiąc, za potwora. Za krwiożercze monstrum. A teraz trafiłem na wiedźmina, który zawodowo para się eliminowaniem takich jak ja. To wszystko.

- I wystarczy - Geralt opuścił miecz. - Aż nadto. Zmykaj stąd, Emielu Regisie Coś Tam Jakoś Tam. Wynoś się.

- To niebywałe - zadrwił Regis. - Pozwolisz mi odejść? Mnie, będącemu zagrożeniem dla ludzi? Wiedźmin powinien wykorzystywać każdą okazję do eliminowania takich zagrożeń.

- Zjeżdżaj. Oddal się, i to szybko.

- W jak dalekie strony mam się oddalić? - spytał wolno Regis. - W końcu, jesteś wiedźminem. Wiesz o mnie. Gdy uporasz się już z twoim problemem, gdy załatwisz co masz do załatwienia, zapewne wrócisz w te strony. Wiesz, gdzie mieszkam, gdzie bywam, czym się zajmuję. Będziesz mnie tropił?

- Nie wykluczam. Jeśli będzie nagroda. Jestem wiedźminem.

- Życzę powodzenia - Regis zapiął torbę, rozwinął płaszcz. - Bywaj. Ach, jeszcze jedno. Jak wysoka musiałaby by być nagroda za moją głowę, byś zechciał się fatygować? Jak mnie wyceniasz?

- Cholernie wysoko.

- Łechczesz moją próżność. A konkretnie?

- Spieprzaj, Regis.

- Już. Ale przedtem wyceń mnie. Proszę.

- Za zwykłego wampira brałem równowartość dobrego konia pod wierzch. A ty przecież zwykły nie jesteś.

- Ile?

- Wątpię - głos wiedźmina był zimny jak lód. - Wątpię, by kogokolwiek było stać.

Rozumiem i dziękuję - wampir uśmiechnął się, tym razem odsłaniając zęby. Na ten widok Milva i Cahir cofnęli się, a Jaskier stłumił krzyk przestrachu.

- Bywajcie. Powodzenia.

- Bywaj, Regis. Nawzajem.

Emiel Regis Rohellec Terzieff-Godefroy strzepnął płaszczem, owinął się nim zamaszyście i znikł. Po prostu znikł.


----------------------------------------------------------------

- Nie mam nic więcej do powiedzenia. Jadę na południe, na tamten brzeg Jarugi. Przez terytoria nilfgaardzkie. To niebezpieczna i daleka droga. A ja nie mogę zwlekać. Dlatego jadę sam.

- Pozbywszy się niewygodnego bagażu - pokiwał głową Jaskier. - Kuli u nogi opóźniającej marsz i sprawiającej kłopoty. Innymi słowy, mnie.

- I mnie - dodała Milva, patrząc w bok.

- Posłuchajcie - rzekł Geralt, już znacznie spokojniej. - To jest moja własna, osobista sprawa. To wszystka was nie dotyczy. Nie chcę, byście nadstawiali karku za coś, co dotyczy wyłącznie mnie.

- To dotyczy wyłącznie ciebie - powtórzył wolno Jaskier. - Nikt nie jest ci potrzebny. Towarzystwo ci przeszkadza i opóźnia marsz. Nie oczekujesz od nikogo pomocy i sam nie masz zamiaru na nikogo się oglądać. Ponadto, kochasz samotność. Czy czegoś zapomniałem wymienić?

- Owszem - odrzekł gniewnie Geralt. - Zapomniałeś wymienić twój pusty łeb na taki, który zawiera mózg. Gdyby tamta strzała poszła cal w prawo, idioto, w tej chwili gawrony wydziobywałyby ci oczy. Jesteś poetą masz wyobraźnię, spróbuj wyobrazić sobie taki obrazek. Powtarzam: wy wracacie na północ, ja zmierzam w kierunku przeciwnym. Sam.

- A jedź - Milva wstała sprężyście. - Myślisz może, że będę cię prosić? Do biesa z tobą, wiedźminie. Chodź, Jaskier, przyrządzimy jakiego jadła. Głód mnie morzy, a jak jego słucham, to mnie mdli.

Geralt odwrócił głowę. Obserwował zielonookie kormorany suszące skrzydła na konarach obsranego drzewa.


----------------------------------------------------------------

- Świat stanął na głowie. Wampir będzie mnie uczył, jak mam postępować z ludźmi. Co ty wiesz o ludziach, Regis? Jedyna rzecz, którą znasz, to smak ich krwi. Cholera jasna, zacząłem z tobą rozmawiać?

- Świat stanął na głowie - przyznał wampir, całkiem poważnie. - Zacząłeś. Może więc zechcesz również wysłuchać rady?

- Nie. Nie zechcę. Jest mi zbędna.

- Prawda, byłbym zapomniał. Rady są ci zbędne, sprzymierzeńcy są ci zbędni, bez towarzyszy podróży również się obejdziesz. Cel twojej wyprawy to wszak cel osobisty i prywatny, więcej, charakter celu wymaga, byś zrealizował go sam, osobiście. Ryzyko, zagrożenie, trud, walka ze zwątpieniem muszą obciążyć tylko i wyłącznie ciebie. Bo są wszak elementami pokuty, odkupienia winy, które chcesz uzyskać. Taki, powiedziałbym, chrzest ognia. Przejdziesz przez ogień, który pali, ale i oczyszcza. Sam, samotnie. Bo gdyby ktoś cię w tym wsparł, pomógł, wziął na siebie choćby cząstkę tego chrztu ognia, tego bólu, tej pokuty, zubożyłby cię tym samym. Pozbawił należnej mu za współudział części ekspiacji, która wszak jest wyłącznie twoją ekspiacją. To wyłącznie ty masz dług do spłacenia, nie chcesz spłacać go, zadłużając się jednocześnie u innych wierzycieli. Czy rozumuję logicznie?

- Aż dziwnie, że na trzeźwo. Twoja obecność drażni mnie, wampirze. Zostaw mnie sam na sam z moją ekspiacją, proszę. I z moim długiem.

- Bezzwłocznie - Regis wstał. - Posiedź, pomyśl. A rady jednak ci udzielę. Potrzeba ekspiacji, oczyszczającego chrztu ognia, poczucie winy, to nie są rzeczy, do których rościć sobie możesz wyłączne prawo. Życie tym różni się od bankowości, że zna długi, które spłaca się zadłużeniem u innych.

- Odejdź, proszę.

- Bezzwłocznie.


----------------------------------------------------------------

Geralt odwrócił głowę, udając, że nie słyszy. Jaskier i wampir sprawnie czyścili rybi drobiazg.

- Chuda będzie ta zupa - stwierdził Jaskier, wieszając kocioł nad ogniem. - Zdałaby się, cholera, jakaś większa rybka.

- Ta może być? - z wikliny nagle wyłonił się Cahir, niosąc za kark trzyfuntowego szczupaka, wciąż jeszcze prężącego ogon i poruszającego skrzelami.

- Oho! Ależ krasawice! Skąd go wytrzasnąłeś, Nilfgaardczyku?

- Nie jestem Nilfgaardczykiem. Pochodzę z Vicovaro, a nazywam się Cahir...

- Dobrze, dobrze, już słyszeliśmy. Skąd masz szczukę, pytałem?

- Zmajstrowałem żerlicę. Jako przynęty użyłem żaby. Zarzuciłem w jamę pod brzegiem. Szczupak wziął z miejsca.

- Sami specjaliści - pokręcił obandażowaną głową Jaskier. - Szkoda, że nie zaproponowałem befsztyków, pewnie zaraz przynieśliby krowę. No, ale bierzmy się za to, co mamy. Regis, wszystkie małe rybki wal w kocioł, z głowami i ogonami. Szczukę zaś trzeba ładnie sprawić. Umiesz, Nilf... Cahir?

- Umiem.

- Do dzieła zatem. Geralt, do jasnej cholery, długo masz zamiar tam siedzieć z obrażoną miną? Warzywa obierz!

Wiedźmin wstał posłusznie, dosiadł się, ale demonstracyjnie daleko od Cahira. Zanim jeszcze zdążył poskarżyć się, że nie ma noża, Nilfgaardczyk - czy też Vicovarczyk podał mu swój, dobywając drugi z cholewy. Przyjął, wyburczawszy podziękowanie.

Wspólna praca szła składnie. Pełen rybiej drobnicy i warzyw kocioł wkrótce zabulgotał i zapienił się. Wampir zręcznie zebrał pianę wystruganą przez Milvę łyżką. Gdy Cahir sprawił i podzielił szczupaka. Jaskier wrzucił do kotła ogon, płetwy, kręgosłup i zębaty łeb drapieżnika, zamieszał.

- Mniam, mniam, ależ pachnie. Gdy się to wszystko wygotuje, odcedzimy śmieci.

- Przez onucę chyba - wykrzywiła się Milva, strugając kolejną łyżkę. - Jakże cedzić, gdy przetaka nie mamy?

- Ależ droga Milvo - uśmiechnął się Regis. - Tak nie można! To, czego nie mamy, z łatwością zastąpimy tym, co mamy. To wyłącznie kwestia inicjatywy i myślenia pozytywnego.

- Idź do biesa z twym uczonym gadaniem, wampirze.

- Przecedzimy przez moją kolczugę - powiedział Cahir. - Co tam, potem się ją wypłucze.

- Przedtem też się ją wypłuczę - oświadczyła Milva. - Inaczej ja tej zupy jeść nie będę.

Cedzenie poszło sprawnie.

- Teraz wrzucaj do wywaru szczukę, Cahir - zarządził - Jaskier, - Ależ zapach, mniam, mniam. Nie podrzucajcie już drewna, niech tylko mruga. Geralt, dokąd się pchasz z tą łyżką! Teraz się już nie miesza!

- Nie wrzeszcz. Nie wiedziałem.

- Niewiedza - uśmiechnął się Regis - nie stanowi usprawiedliwienia dla nie przemyślanych działań. Gdy się nie wie, gdy ma się wątpliwości, dobrze jest zasięgnąć porady...

- Zamknij się, wampirze! - Geralt wstał i odwrócił się plecami. Jaskier parsknął.

- Obraził się, patrzcie go.

- On już taki jest - stwierdziła Milva, wydymając wargi. - Gadacz. Jeśli nie wie, co czynić, gada jeno i obraża się. Jeszczeście tego nie wymiarkowali?

- Dawno - rzekł cicho Cahir.

- Dodać pieprzu - Jaskier oblizał łyżkę, zamlaskał. - Dodać jeszcze soli. Ach, teraz jest w sam raz. Zestawmy kocioł z ognia. Psiakrew, ale gorący! Nie mam rękawic...

- Ja mam - rzekł Cahir.

- A ja - Regis chwycił kocioł z drugiej strony - nie potrzebuję.

- Dobra - poeta wytarł łyżkę o spodnie. - No, kompania, dosiadać się. Smacznego! Geralt, czekasz na specjalne zaproszenie? Na herolda i fanfary?

Wszyscy ciasno obsiedli ustawiony na piasku kociołek i przez długi czas słychać było jedynie dystyngowane siorbanie, przerywane dmuchaniem w łyżki. Po zjedzeniu połowy wywaru rozpoczęło się ostrożne łowienie kawałków szczupaka, wreszcie łyżki drapnęły po dnie kociołka.

- Ale się nażarłam - stęknęła Milva. - To niegłupi był pomysł z tą polewką. Jaskier.

- W rzeczy samej - przyznał Regis. - Co powiesz, Geralt?

- Powiem: dziękuję - Wiedźmin wstał z trudem, pomasował kolano, które znowu zaczął kąsać ból. - Wystarczy? Czy potrzebne są fanfary?

- Z nim tak zawsze - machnął ręką poeta. - Nie przejmujcie się nim. I tak macie szczęście, mnie przyszło być z nim wówczas, gdy kłócił się z tą jego Yennefer, bladą pięknością o hebanowych włosach.

- Dyskretniej - upomniał go wampir. - I nie zapominaj, on ma problemy.

- Problemy - Cahir stłumił beknięcie - należy rozwiązywać.

- Ba - rzekł Jaskier. - Ale jak?

Milva parsknęła, wygodniej układając się na gorącym piasku.

- Wampir jest uczony. Ani chybi wie.

- Rzecz polega nie na wiedzy, lecz na umiejętnym zważeniu koniunktur - rzekł spokojnie Regis. - A gdy się koniunktury zważy, dochodzi się do wniosku, że mamy do czynienia z problemem nierozwiązywalnym. Całe to przedsięwzięcie jest pozbawione szans na sukces. Prawdopodobieństwo odnalezienia Ciri równa się zeru.

- Ależ tak nie można - zakpiła Milva. - Trza dumać pozytywnie i jencytjatywnie, To tak, jako z tym sitem. Jeśli nie mamy, zastąpmy czym innym. Tak sobie myślę.


----------------------------------------------------------------

- Czy nikt z was - zdenerwował się wreszcie Geralt - nie uważa za stosowne zapytać mnie o zdanie?

- Ciebie? - Jaskier odwrócił się. - Ty wszak pojęcia nie masz, co czynić. Nawet zupę, którą chłeptałeś, zawdzięczasz nam. Gdyby nie my, byłbyś głodny. I my też, gdybyśmy czekali na twoją aktywność. Ten kociołek zupy to dzieło kooperacji. Efekt wspólnego działania grupy, drużyny zjednoczonej przez wspólny cel. Pojmujesz to, przyjacielu?

- Jakże jemu to pojąć? - wykrzywiła się Milva. - On cięgiem tylko ja i ja, sam, samotnie. Wilk samotnik! Widać, że żaden łowca z niego, że z lasem nie obyty. Nie polują wilcy samotnie! Nigdy! Wilk samotnik, ha, łeż to, głupie mieszczuchów bajanie. Ale on tego nie pojmuje!

- Ależ pojmuje, pojmuje - uśmiechnął się Regis, swoim zwyczajem z zaciśniętymi wargami.

- On tylko tak głupio wygląda - potwierdził Jaskier. - Ale cały czas liczę na to, że wreszcie zechce mu się wytężyć mózgownicę. Może wyciągnie słuszne wnioski? Może zrozumie, że jedyną czynnością, która dobrze wychodzi samotnym, jest samogwałt?

Cahir Mawr Dyffryn aep Ceallach taktownie milczał.

- Niech was wszystkich cholera - powiedział wreszcie Wiedźmin, chowając łyżkę do cholewy. - Niech was cholera, wy kooperująca grupo idiotów, zjednoczona przez wspólny cel, którego żadne z was nie rozumie. I mnie też niech cholera.

Tym razem pozostali, wzorem Cahira, również milczeli taktownie. Jaskier, Maria Barring, zwana Milvą, i Emiel Regis Rohellec Terzieff-Godefroy.

- Kompania mi się trafiła - podjął Geralt, kręcąc głową. - Towarzysze broni! Drużyna bohaterów! Nic, tylko ręce załamać. Wierszokleta z lutnią. Dzikie i pyskate pół driady, pół baby. Wampir, któremu idzie na pięćdziesiąty krzyżyk. I cholerny Nilfgaardczyk, który upiera się, że nie jest Nilfgaardczykiem.

- A na czele drużyny Wiedźmin, chory na wyrzuty sumienia, bezsiłę i niemożność podjęcia decyzji - dokończył spokojnie Regis. - Zaiste, proponuję podróżować incognito, by nie wzbudzać sensacji.

- I śmiechu - dodała Milva.



powrót do Cytaty "Chrzest ognia"